piątek, 15 marca 2013

Pożyteczni idioci kontra bezmyślne sługusy, czyli znowu o Węgrzech

Dziś w GW znalazłem takiego oto kwiatka. Pan Wojciech Maziarski pluje jadem w taki sposób, że aż żal to komentować, pozwolę sobie przytoczyć całość i wytłuścić co smaczniejsze fragmenty. Ten Pan staje się moim ulubieńcem :) w tym periodyku. Zmusił mnie do pisania mimo, że bloga już od jakiegoś czasu zostawiłem odłogiem. Różne rzeczy wciąż mnie w mediach wku...ją, ale nie mam po prostu czasem sił i czasu by to komentować. Skupiłem się na blogu kulturalnym - tam mniej zaślepienia wśród komentarzy, więcej dialogu. A w polityce? Cóż. Czasem naprawdę człowiekowi już ręce opadają gdy widzi skalę głupot jakie nam się wmawia, manipulacji, odwracania kota ogonem. W obrzucaniu się wzajemnym g...em nie mam zamiaru brać udziału. Ale głupotę piętnować warto.

Orbán jest politykiem umiarkowanym, nie robi niczego, co wprowadzałoby jakiekolwiek zagrożenia; po prostu idzie wbrew temu, co dziś dominuje wśród europejskich elit - takie mądrości serwuje czytelnikom Igor Janke w wywiadzie dla serwisu wPolityce.pl. Cały zachodni świat - Europa, USA, instytucje międzynarodowe - bije na alarm, ale Janke nie widzi problemu i wychwala swojego idola. Nie on jeden. Prawicowa publicystyka pełna jest peanów na cześć węgierskiego premiera, który w tym tygodniu przeforsował nowelizację konstytucji
Jeśli chcemy zrozumieć istotę węgierskiej awantury, nie możemy się koncentrować na treści poprawek wprowadzanych do ustawy zasadniczej. Owszem, większość z nich już na pierwszy rzut oka wydaje się co najmniej dziwaczna czy wręcz absurdalna, jak np. zapis, że władze lokalne mają prawo zakazać koczowania na terenie publicznym. Albo artykuł pozwalający ustanowić nakaz pracy dla absolwentów państwowych uczelni. Wprawdzie są to pomysły kretyńskie i kompletnie niezasługujące na wpisywanie ich do ustawy zasadniczej, ale same w sobie nie tłumaczą skali światowego protestu.
W rzeczywistości bowiem nie o poszczególne zapisy chodzi, ale o pełzający przewrót ustrojowy i wyeliminowanie trybunału konstytucyjnego, który stał na straży państwa prawa. W minionych trzech latach wielokrotnie sprzeciwiał się Orbánowi. Np. w lipcu zeszłego roku orzekł, że rozporządzenie nakazujące absolwentom odpracować studia jest sprzeczne z konstytucją. W listopadzie tak samo ocenił przepis zakazujący bezdomnym koczowania na ulicach i placach
W cywilizowanym państwie prawa wyroki trybunału konstytucyjnego zmuszają rządzących do podporządkowania się i szukania innych rozwiązań. Jednak Orbán zareagował inaczej: mówicie, że moje pomysły są sprzeczne z konstytucją? To zmienię konstytucję; wpiszę je wszystkie do ustawy zasadniczej. I co mi teraz trybunał zrobi? Precz z imposybilizmem! Państwo to ja.
Na zamkniętym spotkaniu z posłami frakcji rządowych tuż przed poniedziałkowym głosowaniem Orbán tłumaczył: nasi przeciwnicy tak się gorączkują, bo wiedzą, że wraz z tą nowelizacją na Węgrzech dokonuje się nieodwracalna zmiana; od tej pory władzą ustawodawczą będzie parlament, a nie trybunał konstytucyjny.
Parlament - dodajmy - w którym Orbán ma większość dwóch trzecich głosów, co pozwala mu uchwalić każdą ustawę. Hulaj dusza, piekła nie ma.
W poniedziałek, kiedy budapeszteński parlament de facto likwidował system państwa prawa, na łamach największego węgierskiego dziennika "Népszabadság" głos zabrał poprzedni prezydent Węgier, a zarazem były prezes trybunału konstytucyjnego László Sólyom. Nie, nie lewicowy. Nie liberalny. Prawicowy. To partia Orbána zgłosiła go w 2005 r. na prezydenta. Dziś Sólyom nie zostawia suchej nitki na swym dawnym protektorze, zarzuca mu potajemną zmianę ustroju państwa i wzywa obecnego prezydenta do weta.
Polscy chwalcy Viktora Orbána jakoś tego nie odnotowali. Przegapili? Dziwnie wybiórcza jest ich uwaga. Zupełnie jak ze słownikowej definicji:
Pożyteczny idiota (z rosyjskiego: polieznyj idiot ) - pogardliwe określenie przypisywane Leninowi, który miał tak nazywać zachodnich intelektualistów i dziennikarzy wychwalających rewolucję bolszewicką i ukrywających jej prawdziwy charakter. 
xxxx

Dziwnie wybiórcza to jest ta argumentacja. Cały świat protestuje? To znaczy kto? Lewackie media? Były prezes trybunału, który być może z jakichś powodów poróżnił się z protektorem (tęskni za władzą?). Czy naprawdę jeżeli chcemy wprowadzić jakieś przepisy, a nie pozwala nam na to konstytucja, czy nie wolno nam jej zmienić? Powiedz to Amerykanom z ich poprawkami do konstytucji - rasiści by Cię ozłocili. Gazeta Wybiórcza od zawsze manipuluje faktami, komentarzami, autorytetami "w imię wyższej racji", dziwne tylko, że takie prawo przyznaje tylko swojemu środowisku. Oni nie muszą np. podawać informacji o milionowych protestach Hiszpanów przeciw zmianom w prawie dopuszczającym legalizację związków homoseksualnych. Po co? Wystarczy, że potem będą trąbić, że kolejny kraj z korzeniami katolickimi przyjął takie ustawodawstwo przy akceptacji społecznej (???!), więc mamy szybko zrobić to samo. Węgry już od dawna dla lewicy jest solą w oku, bo społeczeństwo demokratycznie dało tam mandat władzy  ludziom, którym zależy na interesach państwa, na wartościach takich choćby jak rodzina. Teraz trzeba więc podnosić raban by społeczeństwo "dojrzało" i zmieniło zdanie. Jak się powie 100 kłamstw może ktoś uwierzy... Co za ironia by oskarżać prawicę o to co się samemu robi na co dzień - wychwalać lewacką rewolucję i zmiany obyczajowe, ukrywając ich prawdziwy charakter. Ot dziennikarstwo. Bezmyślne sługusy plujące na tego kogo się im wskaże...
R