wtorek, 14 czerwca 2011

Premier Orban pyta Węgrów - każdy powód dobry by przywalić przeciwnikowi

Premier Orbán pyta Węgrów

Węgierski rząd znów wysłał obywatelom ankiety, w których prosi o opinie na temat reform społecznych. Po co się pyta, skoro ma taką większość w parlamencie, że może wszystko?
Na początku maja każdy Węgier powyżej 16. roku życia dostał od rządu kopertę z kwestionariuszem zwrotnym z adresem, imieniem oraz nazwiskiem pytanego obywatela oraz kodem kreskowym - innym dla każdego z ponad 8 mln adresatów.
Pod nagłówkiem: "Stoimy po stronie ludzi. Słuchajmy siebie nawzajem", jest dziesięć pytań dotyczących najbardziej palących problemów społecznych. Termin nadsyłania odpowiedzi mija w środę.
Pytanie obywateli o reformy za pośrednictwem ankiet to oryginalny wynalazek oskarżanego o populizm i ciągoty autorytarne rządu Viktora Orbána. Pierwszy raz sięgnął on po tę metodę wczesną wiosną, wysyłając 8 mln ankiet w sprawie projektu nowej konstytucji.
Podobno odpowiedziało ok. 800 tys. ludzi. Tym razem jednak ankiety nie były anonimowe, co obudziło nieufność i opór wielu. A część krytycznych wobec rządu ekspertów zaczęła szukać drugiego dna.
Sprawę na ostrzu noża postawił András Jóri, rzecznik praw obywatelskich odpowiedzialny za ochronę danych osobowych. Oświadczył on, że wysyłanie nieanonimowych ankiet jest sprzeczne z prawem dotyczącym ochrony danych osobowych i zarzucił władzy, że chce nie tylko poznać poglądy ludzi, ale i zidentyfikować je personalnie.
Rzecznik premiera Péter Szijjártó zapytał wtedy, dlaczego Jóri podnosi larum, skoro on i jego ludzie byli konsultowani w tej sprawie przed wysłaniem ankiet i nie zgłaszali obiekcji. Jóri zaprzeczył, zaklinając się, że o ankietach z imieniem i nazwiskiem nic nie wiedział, a żadnych konsultacji nie było.
Wtedy Szijjártó wytoczył cięższe działa i zasugerował, że rzecznik podniósł larum, bo rząd zamierza wkrótce zlikwidować jego stanowisko.
A Węgrzy zachodzą w głowę, po co władzy takie konsultacje, skoro ma w parlamencie większość ponad dwóch trzecich głosów i może robić, co chce.
Gabinet Orbána wykonał już wiele kontrowersyjnych posunięć, nie pytając się społeczeństwa o zdanie - np. zerwał rozmowy z MFW o pomocy finansowej, nałożył podatek kryzysowy na banki i firmy energetyczne i uchwalił prawo medialne uważane przez wielu za kagańcowe. Przeforsował wreszcie swą konserwatywną konstytucję, co skłoniło szefa ONZ Ban Ki-moona do napomnienia rządu, że powinien był przeprowadzić wcześniej szerokie konsultacje.
Od 1 lipca rząd zamraża zaś kurs franka szwajcarskiego, jena i euro, co podoba się wielu Węgrów z trudem radzącym sobie ze spłacaniem kredytu hipotecznego z powodu wahań kursów tych walut.
- Te konsultacje to czysty populizm. Rządowi nie zależy na opinii obywateli, bo i tak zrobi to, co zechce - mówi "Gazecie" Herta Toth, lewicująca socjolog z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie. Jej zdaniem, gdyby Orbánowi zależało na konsultacjach, to nie likwidowałby instytucji cyklicznych negocjacji rządu, organizacji pracodawców i pracowników w sprawie płacy minimalnej.
Toth podobnie jak i wielu innych podejrzewa, że władza buduje bazę danych zawierającą nie tylko nazwiska i adresy ludzi, ale i ich poglądy. Może się ona przydać przy kolejnych wyborach, żeby trafić z odpowiednią kampanią do konkretnych ludzi.
- Takie konsultacje społeczne to PR - twierdzi András Stumpf, dziennikarz sympatyzującego z rządem tygodnika "Heti Válasz". Jego zdaniem rząd chce zamknąć usta krytykom oskarżającym go o autorytaryzm - teraz będzie mógł, mówiąc, że w sprawie istotnych reform konsultował się z obywatelami.
Stumpf, który nie zamierza odpowiedzieć na ankietę, bagatelizuje teorie, że rządzący Fidesz chciał przy okazji stworzyć wyborczą bazę danych. - Fidesz już ją ma, podobnie jak i inne partie w Europie - mówi.

Niektóre pytania rządu Orbána:
- Czy należy chronić pracownika w wieku przedemerytalnym?
- Czy ograniczać prywatne interesy firm świadczących usługi publiczne, np. wywożących śmieci?
- Czy pomagać bezrobotnym, dając im zasiłek, czy też oferując im możliwość pracy? - Czy osoby wychowujące dzieci powinny dostawać większą emeryturę, czy też wystarczą im tylko same ulgi podatkowe?
- Czy walczyć z lobbingiem firm farmaceutycznych?
- Czy z pieniędzy publicznych wspierać przede wszystkim te kierunki kształcenia, po ukończeniu których można znaleźć zatrudnienie?
Jacek Pawlicki
żródło: Gazeta Wyborcza

Od dawna widać, że Gazeta Wyborcza bardzo nie lubi konserwatywno-prawicowego rządu na Węgrzech, unika sytuacji by wspomnieć o nim cokolwiek w kontekście pozyztywnym, ale nigdy nie pominie okazji by mu przywalić (bo nie jest lewicowy). Dla mnie tylko kilka ważnych kwestii:
- autor sam podaje informacje, iż zmiany w konstytucji były konsultowane ze społeczeństwem, a mimo to stosuje potem uszczypliwości iż "to konstytucja rządu", podkreśla jej kontrowersyjność (głównie budzi kontrowersje lewicy bo na pewno nie większości społeczeństwa węgierskiego, która taki rząd wybrała i go popiera);
- chwyty typu: po co rozsyłanie ankiet do społeczeństwa skoro rząd ma większość i nie musi nikogo pytać są moim zdaniem niesmaczne - jako obywatel państwa raczej bym postrzegał jako powód do radości i dowód szacunku wobec wyborców gdyby rząd w moim kraju (mimo iż by miał większość) pytał by mnie o ważne reformy społeczne (przepraszam bardzo emerytury taką sprawą są, a podatek kryzysowy dla banków taką nie jest).
R

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz